Najpiękniejsze wspomnienia z zeszłego roku...
Moja przygoda z żeglarstwem zaczęła się właśnie tutaj... w zatłoczonej Marinie ACI Split u podnóża wzgórza Marjan. Tutaj spędziliśmy pierwszą noc w Chorwacji.
Poranek u podnóża wzgórza Marjan.
Ze Splitu dopłynęliśmy do portowego miasteczka Milna.
Jeden z wielu opuszczonych serbskich domów. Niektóre są w katastrofalnym stanie.
Niestety koszty wyczarterowania jachtu i cumowania w portach nie pozwalały nam na dłuższe zwiedzanie. Większość czasu spędziliśmy na żeglowaniu, podziwiając piękne zakątki u wybrzeża chorwackich wysp.
Milna będzie mi się kojarzyć z najlepszych portowym sanitariatem, z cmentarzem (zazwyczaj tam rośnie najwięcej cyprysów - działają na mnie jak magnez), z wieczorno-nocną pieszą wycieczką w głąb wyspy (uwielbiam zwiedzanie w totalnych ciemnościach!), z pierwszym gajem oliwnym jaki widziałam na własne oczy.
To tam zakochałam się w obłędnym dźwięku cykad i odkryłam, że najlepiej czuję się w otoczeniu pinii i cyprysów.
Poranek na wyspie Vis. Niestety port dość mały. Nie mieliśmy już gdzie przycumować i musieliśmy skorzystać z bojki. Na ląd zmuszeni byliśmy dostawać się pontonem, co było sporym utrudnieniem. Zwiedzanie przerwała nam pierwsza chorwacka burza. Tak silna, że porwała ponton naszej Crazy Love. Na szczęście dobrzy ludzie z sąsiednich jachtów przyszli nam z pomocą i w trakcie nocnej międzynarodowej obławy znaleziono zgubę.
W Vis po raz pierwszy zobaczyłam granaty na drzewie. Każdy kto mnie zna, wie że to mój ulubiony owoc. I jak tu nie zakochać się w Chorwacji :)
Opuncje w Vela Luka. Tutaj spędziliśmy kolejny dzień. Port malutki. Noc na bojce.
Widok na port.
Poranek w Vela Luka. Nie należę do "skowronków" ani też nie jestem zapalonym fotografem. Jednak wczesne poranki na pokładzie jachtu należały tylko do mnie. W Polsce rzadko kiedy czuje taki nadmiar energii.
Crazy love na głębokości 10 metrów w porcie Vela Luka. Woda obłędna. Dno na wyciągnięcie ręki.
Mój letni domek gdzieś na wyspie Korćula. Klucze są pod wycieraczką :)
Hvar
Niestety w Hvarze ciężko znaleźć miejsce do przycumowania. Wszystkie jachty kierowane są do ACI Palmiżana. Bardzo żałuje, że nie udało nam się zwiedzić miasteczka. Wygląda przepięknie. Jednak to Palmiżana okazała się moim rajem :)
Wyspy Piekielne - ACI Palmiżana. Żałuje, że tak mało zdjęć zrobiłam. Po prostu byłam oszołomiona pięknem tego miejsca. Tyle pinii naraz nigdzie wcześniej nie widziałam :)
Noc w raju. W tle bardzo widowiskowa burza nad wyspą Hvar. Naprawdę niezapomniane chwile.
Oczywiście wybraliśmy się na nocną wyprawę w najdalszą i najdzikszą część wyspy. Jak to ja, znudzona już robieniem zdjęć burzy, postanowiłam sama trochę rozeznać wyspę i w ciemności oddaliłam się w nieznane. Dotarłam do miejsca, gdzie zaczynały się ogromne skały a morze z dużą siłą o nie uderzały. Usiadłam. To była ta magiczna chwila, kiedy ma się wrażenie, że życie zwolniło, chwila którą pamięta się do końca swoich dni. Tak bardzo jej się oddałam się, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że słyszę melodię nuconą przez kobiece głosy. Mocno przestraszona uciekłam jak najszybciej potrafiłam.
Oczywiście zaraz po przebudzeniu przyszliśmy tu ponownie uwiecznić to magiczne miejsce. Syren już nie było :) Po powrocie do portu wyruszyliśmy dalej - w stronę Starego Gradu. Po drodze złapał nas sztorm. Po raz pierwszy zmuszona byłam zejść pod pokład i uciąć sobie drzemkę. Obudziłam się nowo narodzona. Nie było już śladu po deszczowych chmurach.
Nie byłabym sobą gdybym nie szukałam miejsc, gdzie można się wspiąć jak najwyżej i rozejrzeć dookoła.
Widok w drugą stronę. W tle widać wybrzeże na lądzie - niedaleko Makarskiej.
W Starym Gradzie czekając przed sklepem na przedmęża i pilnując jego wielkiej torby z obiektywami przykułam uwagę znanego chorwackiego fotografa Petar'a Botteri. Oczywiście nie uwierzyłam mu kim jest :)
Jeśli chcecie zobaczyć te piękne miasteczko jego oczami to zapraszam tutaj.
W drodze powrotnej.
Nad Splitem ciężkie burzowe chmury.
Jednak pogoda zrobiła nam miłą niespodziankę :)
Mury pałacu Dioklecjana. Po ich przekroczeniu odłożyłam aparat. Nie umiałam ogarnąć piękna tego miejsca. To był zupełnie inny świat. Musicie to zobaczyć na własne oczy, bo żadna fotografia nie odda klimatu tego miejsca.
Uwielbiam zwierzęta :)
Zachód słońca. Powrót do mariny.
Ostatnia noc na chorwackim wybrzeżu. I jak tu się pożegnać z tak pięknym miejscem? Dzisiaj już wiem, że za niecały miesiąc wrócę tam znowu. Na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz